„Gdy Kali ukraść krowę, to dobrze, gdy Kalemu ukraść krowę, to źle”, na tym polega prawo Kalego, które najwyraźniej stało się fundamentem działania grupy mieszkańców Bożej Woli, sprzeciwiającej się postawieniu we wsi masztu telefonii komórkowej. Prym wiedzie sołtys, który stara się poruszyć niebo i ziemię, aby nie dopuścić do zamontowania masztu. Jego zdaniem konstrukcja telefonii komórkowej stanowi dla wsi m.in. zagrożenie pożarowe, gdyż stanie się „ściągaczem piorunów”.
Takie i inne zastrzeżenia, wywołujące co najmniej uśmiech na twarzach zostały zawarte w piśmie do Starostwa Powiatowego w Olkuszu.
- Argument zdrowotny w takich przypadkach, to normalka. Najgorsze to, że ci sami ludzie, którzy ślepo protestują przeciw masztom telefonii jakoś zapominają skąd czerpią zasięg i ani na krok nie rozstają się ze swoimi telefonami. Niektórzy nawet gdy śpią, to trzymają go pod poduszką i jakoś im wtedy nie przeszkadza. Nawet sołtys, wielki przeciwnik masztów, jak się okazuje sam używa telefonu komórkowego. Tu, kłania się klasyczne prawo Kalego „W naszej wsi tego nie chcemy, ale w sąsiedniej postawcie, z chęcią będziemy korzystali” - ocenił sytuację jeden z mieszkańców sąsiedniej Poręby Dzierżnej. - Łatwo powiedzieć mieszkańcom Bożej Woli, że masztu nie potrzebują, bo zasięg mają i w razie konieczności mogą z łatwością zatelefonować o pomoc i powiadomić czy to rodzinę, czy pogotowie ratunkowe i straż pożarną. My tu w Porębie i nie tylko, bo i w Jeżówce czy Kąpielach Wielkich mamy po prostu poważny problem. Wystarczy, że ktoś zasłabnie, w ogródku, w polu czy gdziekolwiek nie ma jak wezwać pomocy, bo zwolennicy prawa Kalego urządzają sobie protesty. Ciekawe, czy by protestowali, gdyby to właśnie oni znajdowali się w takiej sytuacji – pytał retorycznie zdenerwowany mężczyzna. - Pamiętam, z gazet przypadek budowy wieży telefonii komórkowej w jednej z miejscowości południowej Małopolski, promieniowanie nie szkodziło sprzedającemu pole pod budowę. Lecz operator zmienił decyzję i podpisał umowę z jego sąsiadem, wówczas temu pierwszemu-niedoszłemu sprzedawcy zaczęło promieniowanie nagle zagrażać, pomimo zwiększenia się odległości od jego domu do wieży przekaźnika, w porównaniu z pierwszą planowaną lokalizacją. A może o to właśnie chodzi?
Burmistrz Wolbromia Adam Zielnik a także radni Rady Miejskiej uważają, że sołtys znany skądinąd z trudnego charakteru naopowiadał ludziom bzdur, że będą mieć maszt zaraz za domami. Tymczasem odległość masztu od najbliższych domów wyniesie ok. 330-360 metrów. Z lokalizacją spornego masztu zapoznała się w zeszłym tygodniu grupa radnych, którzy przy okazji zaznajomili się z przeprowadzonymi przez radnego Andrzeja Ducha rozmowami i ustaleniami z przedstawicielami operatora telefonii komórkowej. Radny Duch stwierdził, że rozeznaniu się w terenie wybrane miejsce jest najodpowiedniejsze z punktu widzenia operatora. Po zsynchronizowaniu z masztem, który powstanie w Kąpielach Wielkich pozwoli rozszerzyć zasięg na teren ciągnący się od Załęża, przez Domaniewice, Dłużec, Lgotę Wolbromską, Strzegową, Kąpiołki, Kąpiele Wielkie, przez Miechówkę, Porębę Dzierżną, Łobzów, Bożą Wolę, Jeżówkę, Podlesice II, na Sulisławicach kończąc, likwidując tym samym kolejną „białą plamę” na mapie zasięgu telefonii komórkowej w Polsce.
Burmistrz Wolbromia stawia sprawę jasno- zasięg telefonii musi objąć także północną część gminy. - Nie pozwolę, by w tym rejonie umierali ludzie, bo karetka nie przyjechała na czas z powodu braku zasięgu. Blokując tę inwestycję, sołtys działa na szkodę mieszkańców i będę zmuszony złożyć zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa. Skoro sołtys tego nie rozumie, nie powinien pełnić swojej funkcji – uznał burmistrz Adam Zielnik.